Koncert Żywiołaka
To był niesamowity koncert, muzyka, oprawa, publiczność, wszystko to splotło się w mroczną słowiańską baśń, gdzie pradawne bóstwa przechadzały się między ludźmi, co jakiś czas szepcząć temu i owej do ucha lub zanosząc sie upiornym śmiechem. Miałem wrażenie, że warszawski Klub Hydrozagadka na te kilka chwil zmienił się w spowite mgłami mroczne knieje.
Na miejsce przyjechałem gdy Żywiołak rozpoczynał rozstawianie sprzętu. Uwielbiam być trochę wcześniej, bo z jednej strony daje mi to szansę na rozgrzanie się i zapoznanie z miejscem, ale też serio uważam, że zdjęcia z przygotowań często wychodzą niesamowicie i dodają cajłej historii smaku. A dodatkowo daje mi to szansę zobaczenia zespołów, których słucham od lat od strony, której totalnie nie znam, jeszcze bez masek. Tak też było tym razem.
A potem koncert się zaczął i cała reszta nie miała znaczenia. Żywiołak na scenie to totalny żywioł, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, zagrali wiele z moich ulubionych, starszych utworów, tak że nogi same rwały się do tupania. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę mógł ich oglądać na żywo.
























































































