Kuba Ryszkiewicz Kuba Ryszkiewicz

Dożynki w Opaczy

Cóż to były za emocje. Myślałem, że to będzie raczej skromna, z tych bardziej rachitycznych impeza, a tu że tak powiem, na pełnej.

Cóż to były za emocje, jaka kapitalna impreza wrześniowa na początek roku szkolnego. Myślałem, że to będzie raczej skromna, z tych bardziej rachitycznych impeza, a tu że tak powiem, na pełnej. Wszędzie pełno ludzi, stoły uginają się pod wszelkiej maści dobrami, pełno bardzo różnych sprzedawców, od własnej produkcji serów, miodów z pasieki, przez ekologiczne warzywa i owoce, na rękodziele skończywszy, zespoły na scenie zmieniają się jak w kalejdoskopie, grając wszelkiego rodzaju muzykę, zawsze jednak z ludowym zacięciem, wszędzie słychać śmiejące się, rozrabiające dzieciaki, rodzice gadają przy piwie i kiełbaskach, wszędzie uśmiechy, słowem czad, kto by pomyślał, że na wrześniowej imprezie będzie tyle lata! Super dożynki Gmina Konstancin-Jeziorna, super występ Chór w Re(y)moncie Zespół Szkół im. Władysława Stanisława Reymonta.

Read More
Kuba Ryszkiewicz Kuba Ryszkiewicz

Krótki spacer po Radomiu

Zapraszam na krótką relację z krótkiej wizyty w Radomiu.

To było ciekawe doświadczenie. Pojechaliśmy do Radomia na krótki spacer i obiad. Bywaliśmy tu już nie raz, ale tym razem powłaziłem trochę w zakamarki, zajrzałem do pustostanu lub dwóch. Strasznie smutne, że to miasto, które ma tak piękne, zabytkowe budynki, powoli umiera. Zwłaszcza było to czuć na rynku, który ładnie odnowiony, zionął pustką. Zadnych kawiarni, żadnych atrakcji, żadnych ludzi. Niby ładnie, ale jednak czegoś brakuje. I takie odczucia mieliśmy przez cały czas. Na kawę wpadliśmy do niezwykle urokliwej kawiarni Puszczyk - ile razy jesteśmy w Radomiu, zawsze tu wracam - jasny punkt na mapie, gorąco polecam.

Read More
Kuba Ryszkiewicz Kuba Ryszkiewicz

Ślub, chrzest i bieg zbója, czyli wszystko wszędzie naraz.

To był zwariowany weekend, który rozpoczął reportaż na ślubie Ewy i Maćka, połączonym z chrztem Florentynki, przerodził się w bieg Zbója, a skończył się wakacjami z duchami.

To był zwariowany weekend, który rozpoczął reportażem na ślubie Ewy i Maćka, połączonym z chrztem Florentynki (więcej zdjęć tutaj). Wydarzenie to miało miejsce w Modlniczce, niedaleko Krakowa, więc żeby być na czas musiałem wyjechać dość wcześnie. Na miejscu znalazłem bardzo ładny, skromny kościółek, w którym sympatyczny ksiądz dał mi cenne wskazówki dotyczące ceremonii. Chwilę później zaczęło się. Kameralna ceremonia w gronie najbliższych miała w sobie coś magicznego. Do tego czuło się, że wszyscy są sobie bardzo bliscy. Potem pojechaliśmy na obiad w urokliwym dworze w Tomaszowicach - niezwykłym miejscu, gdzie pomiędzy alejkami wszędzie można natknąć się na zaskakujące rzeźby. A do o tego jedzenie było wyśmienite. 

Kiedy pożegnałem się, ruszyłem w dalszą drogę do Bielska Białej, gdzie następnego dnia miałem biec w moim pierwszym Biegu Zbója - jeszcze kilka dni wcześniej wydawało mi się, że jestem gotowy, ale teraz kiedy był on coraz bliżej te 11 kilometrów po górach wydłużało się coraz bardziej. Do Bielska dojechałem wczesnym popołudniem, zgrałem zdjęcia i wyruszyłem na miasto. W latach licealnych bywałem tu dość często, więc ciekaw byłem jak się zmieniło. I choć z jednej strony bardzo, z drugiej kiedy tylko wszedłem na znajome tereny ogarnęło mnie dziwne wrażenie deja vu. Na każdym rogu czaiły się wspomnienia. 

Następnego dnia pojechałem dość wcześnie na punkt startowy. Panująca tam atmosfera pikniku trochę mnie zaskoczyła, w polowej garkuchni szykował się posiłek, z głośników leciała muzyka, z każdą chwilą przybywało ludzi. Potem rozgrzewka, pogadanka o tym, że to nie jest zwykły bieg i ruszyliśmy. Mimo, że starałem się przygotować, to jednak bieganie po górach to zupełnie inna bajka. Zazwyczaj bieganie w głowie (czyli walka z samym sobą) zaczyna się dużo później, tutaj nie zdobyłem jeszcze pierwszego przewyższenia, a już czułem, że wszystko w mojej głowie mówi mi, że już dość. I tak było przez całą drogę. Na szczęście miałem ze sobą mój aparat, więc mogłem się czymś zająć. No i do tego dochodziły widoki, które były faktycznie niesamowite. Z ciekawostek, tak bogatego punktu regeneracyjnego jeszcze nie widziałem, kilka rodzajów napoi, od izotonicznych, przez colę, po zwykłą wodę, ale były też wszelkiego rodzaju owoce, arbuzy, pomarańcze, jabką i wiele innych, ciaska, chyba nawet kanapki. Na metę przybiegłem wykończony, ale szczęśliwy. Nie wiem czy powtórzę, ale warto było. 

 Następnego dnia pojechałem do Żywca, który zawsze lubiłem. Pokręciłem się po zakamarkach, odwiedziłem stare śmieci, kolejna sentymentalna wędrówka. Z jednej strony to miasto zmieniło się bardzo, z drugiej miałem wrażenie, że nic się nie zmieniło. No może ja trochę. I taki był ten wyjazd. W drodze powrotnej zatrzymałem się w Ojcowie, gdzie przeszedłem ścieżkę edukacyjną, ale chyba niczego się nie nauczyłem (tu wina leży po mojej stronie), oraz odwiedziłem ruiny zamku Ogrodzieniec.  


Read More
Kuba Ryszkiewicz Kuba Ryszkiewicz

Grójec

W tym mieście jest coś fascynującego. Początkowo wydawał mi się groźny, nieprzyjazny, zamknięty w sobie. Ale im więcej spędzam tu czastu, tym bardziej odkrywam ukryte piękno, ciepło i historię.

W tym mieście jest coś fascynującego. Początkowo wydawał mi się groźny, nieprzyjazny, zamknięty w sobie. Ale im więcej spędzam tu czastu, tym bardziej odkrywam jego ukryte piękno, ciepło i historię. Lubię i zawsze lubiłem ciemniejsze zakamarki, miejsca, które nie zmieniły się pomimo upływającego czasu, ludzi którzy pamiętają czasy, których ja nie pamiętam. Od zawsze szukałem takich spotkań i tu znalazłem ich bardzo wiele. Niestety ten Grójec coraz bardziej znika, popada w zapomnienie, w ruinę, lub zostaje wyburzony. Poniżej trochę zdjęć, które udało mi się zrobić na przestrzeni ostatniego roku czy dwóch.

Read More
Kuba Ryszkiewicz Kuba Ryszkiewicz

Bazar Różyckiego

Krótka relacja z wizyty na bazarze Różyckiego w Warszawie.

Wczoraj w ramch szwendania się po Warszawie na chwilę zatrzymałem się na bazarze Różyckiego i choć sprawiał wrażenie opustoszałego i raczej wiatr tam hulał, a nie klienci, klimat, muszę przyznać, był niesamowity. Czas tu się zatrzymał, jakby nic przez ostatnie lata się nie zmieniło. Ta część Warszawy zawsze była dla mnie obca. Kiedy byłem w liceum, Praga to był dla mnie jakiś dziki zachód, o którym tylko słyszałem powtarzane z ust do ust legendy. Teraz choć wydawało mi się, ze nic z tego nie zostało, miałem wrażenie mi się, że wciąż gdzieś tam za rogiem za garść dolarów dobry, zły, a może nawet i brzydki jest w stanie powiesić kogoś wysoko. Miałem tylko nadzieję, że nie będę tym kimś ja. 

P.S. Atmosferę grozy podsycały wiszące tu i ówdzie obwieszczenia o poszukiwaniu gangu zielonej rękawiczki.

Read More
Kuba Ryszkiewicz Kuba Ryszkiewicz

Zakamarki Krakowa

Te kilka dni, które miałem okazję spędzić w Krakowie, dało mi szansę poznania go od strony, której wcześniej nie znałem.

Te kilka dni, które miałem okazję spędzić w Krakowie, dało mi szansę poznania go od strony, której wcześniej nie znałem. Z faktu, że zameldować się w hotelu mogłem dopiero po 16, a przyjechałem koło 8, wynikało, że miałem od groma czasu, by bez celu szwędać się po ulicach. Ten sposób poznawania miasta zawsze uważałem za najciekawszy, więc po prostu szedłem za moim nosem i wchodziłem w każdy możliwy zakamarek. Odkrywałem mniej lub bardziej zapomniane podwórka Kleparza, trafiłem do niesamowitej pracownii witraży Ryszada Łobody, gdzie spędziłem chyba godzinę słuchając o tajnikach i ciekawostkach, nie tylko związanych z witrażami, ale z wieloma innymi pasjami pana Ryszarda.

Innym z miejsc, gdzie też trafiłem przypadkowo, a które na długo zapisze się w mojej pamięci, to kawiarnia Chleby Sióstr Bochenek - wyróżniająca się na tle innych podobnych miejsc na Kleparzu tym, że nie jest, jakby to ująć, modna, jest jakby wręcz antyhipsterka. To nie do końca oddaje to, co chcę powiedzieć, ale wchodząc tam, czułem, że przyciąga mnie zapach świeżo upieczonego chleb, to że właścicielka stojąca za ladą piekła własnie ciastka, że miałem wrażenie, że czas zatrzymał się tam w miejscu, a przynajmniej, że zwolnił na chwilę. Tu też spędziłem dobrą godzinę na rozmowie, przy pysznej domowej jajecznicy z pajdą chleba z pomidorem i kawą.

Ten wyjazd to też ludzie spotkani na ulicy - pani, którą jakiś zapalony fotograf, lub co chyba bardziej sugerowała, szpieg z krainy deszczowców, który gonił ją na ulicy. Prosiła mnie, żebym, chyba w imieniu wszystkich fotografów świata,  wytłumaczył jej, czemu ktoś obcy robił jej zdjęcia, a ponieważ nie bardzo wiedziałem co powiedzieć, więc tylko nieudolnie próbowałem wyjaśnić czemu ja akurat robię od pięciu minut zdjęcie pustej ściany. To było o tyle ciekawe doświadczenie, że tym samym zmusiło mnie do przemyślenia, z jakiego powodu właściwie to robię.

To też pani z jakiegoś budynku wojskowego, o który opierałem się robiąc zdjęcie ulicy obok, która cierpliwie czekała, aż naciskę migawkę, żeby zwrócić mi uwagę na fakt, że w tym miejscu robić zdjęć nie wolno. To też rozmowa z młodym człowiekiem z greenpeace zbierającym podpisy pod petycją o stworzenie parków narodowych, którego to przedsięwzięcie raczej nie bardzo rokuje na powodzenie, zważywszy, że jak sam powiedział, byłem pierwszą osobą, którą udało mu się zatrzymać, a było już wczesne popołudnie. To w końcu wiele innych krótkich wymian w kawiarniach, restauracjach, w biegu.

Podsumowując, Kraków fajnym miejscem jest.

Read More
Kuba Ryszkiewicz Kuba Ryszkiewicz

Motoserce Góra Kalwaria

To była megafajna impeza. Super muzyka, dużo cięższa niż się spodziewałem, bardzo różnorodna. A to wszystko na pikniku zorganizowanym przez Zryw MC Poland w Górze Kalwarii w ramach akcji charytatywnej Motoserce.

To była megafajna impeza. Super muzyka, dużo cięższa niż się spodziewałem - zaczął zespół The Kroach niezwykle żywiołowym, cięzkim graniem. Byłem lekko zaskoczony, bo była chyba 11 godzina, środek miasta, wszędzie rozrabiają dzieciaki, naprzeciw elegancki pomnik Jana Pawła 2, a tu muzyka z piekła rodem, ale moje metalowe serduszko biło mocno i było przeszczęśliwe. Niesamowity był też fan, który cały koncert spędził tuż pod sceną tańcząc, śpiewając i generalnie bawiąc się megafajnie.

Potem na scenę weszli Junk Hustler - zagrali bardzo klimatycznie i grungowo - ciężko było się skupić na zdjęciach, bo nogi same tupały. Poza własnymi kawałkami zagrali też “Born to be wild”, które w wyobraźni przeniosło mnie do klubu motocyklowego w USA, gdzie siatka oddzielająca zespół od publiczności zatrzymuje lecące w stronę muzyków butelki. Ale nic takiego nie miało miesca, w powietrzu latały bańki mydlane, panowie w skórach zajadali się watą cukrową i grochówką, a dzieciaki goniły się na trawie do upadłego.

Na koniec na scenę weszli Mandrake Route, czyli zespół grający utwory legendarnego Deep purple z pierwszego składu. Na koncertach Purpli miałem okazję być kilka razy i muszę powiedzieć, że chłopaki niewiele ustępowali legendarnej kapeli. Długie solówki na hammondach, gitarowe popisy niemalże Blackmorowskiego kalibru, świetna sekcja rytmiczna i wokal sprawiły, że “Hush” wciąż leci mi w głowie.

Sam piknik zorganizowany przez Zryw MC Poland w Otwocku chapter Góra Kalwaria w ramach akcji charytatywnej Motoserce (współorganitorzy to Gmina Góra Kalwaria oraz Ośrodek Kultury Góra Kalwaria

Motoserce to zbiórka krwi organizowana przez motocyklistów z Kongresu Polskich Klubów Motocyklowych.  Na miejscu stał specjalny autobus, gdzie można było oddać krew.  Zachętą były różnego rodzaju nagrody. 

Wszędzie chodzili poważnie wyglądający goście w szkórzanych kurtkach, co chwilę słychać było dźwięk ryczących silników. A wszędzie bawiące się dzieci i atmosfera pikniku z grami i zabawami. serwowaną grochówką, bańkami mydlanymi, watą cukrową i ciężką metalową muzyką. Coś niebywałego.

Read More