Na scenie w GOK
Występy grupy teatralnej w Grójeckim Ośrodku Kultury. Było niesamowicie, aktorzy naprawdę przeszli samych siebie doprowadzając publiczność do smiechu i łez. Magiczny wieczór!
To był niezwykły wieczór, sala zapełniona po brzegi. Jak zawsze w Grójeckim Ośrodku Kultury niemalże rodzinna atmosfera - wszędzie znajome twarze, tak na scenie, jak na widowni. Z wizyty na wizytę, coraz więcej. O samej sztuce nie wiedziałem nic, tyle tylko, że to komedia, ale nie miałem pojęcia czego się spodziewać, bardziej byłem chyba nastawiony na robienie zdjęć, niż na cokolwiek innego, ale już po chwili aktorzy całkowicie zawładnęli nie tylko moją wyobraźnią, ale i całej zgromadzonej widowni. Co i rusz słychać było salwy śmiechu, wszyscy bawili się wyśmienicie.
Następnego dnia miałem możliwość przyjrzeć się próbie przed przedstawieniem. Bardzo lubię takie momenty, zwłaszcza kiedy podczas mycia sceny, aktorzy ćwiczą w zupełnie innej przestrzeni. Perspektywa tego co widać z widowni, a tego co widać ze sceny jest totalnie inna . Uwielbiam widzieć aktorów w zupełnie innej rzeczywistości, niż ta sceniczna - tak też było i tu - to te kilka zdjęć, gdzie widać aktorów siedzących na krzesełkach, odgrywających jedną ze scen.
Jedną z rzeczy, które zawsze mnie fascynowały, była możliwość zajrzenia w zakamarki teatru, czy kina. Tu się dobrze złożyło, bo GOK jest tak naprawdę jednym i drugim - oglądanie przedstawienia z projektorowni to zupełnie inne doświadczenie, w każdym kącie kryją się ślady przeszłych i przyszłych przedstawień, pokazów, wydarzeń.
To było magiczne doświadczenie, mam nadzieję, że jeszcze wiele razy będę tu wracał.
Chór w Re(y)moncie
Występy szkolnego chóru Chór w Re(y)moncie
Moja lepsza połowa prowadzi w swojej szkole chór oraz zespół i kiedy pojawiła się możliwość robienia zdjęć podczas występów, nie mogłem odmówić. Z jednej strony to zawsze fajnie popatrzeć jak młodzi ludzie realizują swoje pasje, z drugiej powspominać jak samemu w podonym wieku, ale z dużo mniejszymi umiejętnościami, stałem na scenie i z entuzjazmem, choć z dużo gorszymi efektami szarpałem druty mojego elektryka.
Lubię robić zdjęcia na koncertach, bo muzycy zawsze są niezwykle ekspresyjni, niezależnie od tego na jakim istrumencie grają, jaki typ muzyki, kiedy porwie ich melodia, wszystko inne nagle znika, zwyczajnie przestaje istnieć. Najwięksi introwertycy zmieniają się w kipiące wulkany emocji. A to świetnie wychodzi na zdjęciach.
Ale koncert to też cichsze momenty, przynajmniej dla mnie. Uwielbiam ten moment, kiedy artyści opowiadają coś, kiedy nawiązują kontakt z publicznością, kiedy z bardzo indywidualnego przeżycia staje się czymś więcej, czymś wspólnym, współodczuwanym. Tu, choć koncert był może troszkę mniejszy w skali, takie momenty też miały miejsce.