Zakamarki Krakowa
Te kilka dni, które miałem okazję spędzić w Krakowie, dało mi szansę poznania go od strony, której wcześniej nie znałem.
Te kilka dni, które miałem okazję spędzić w Krakowie, dało mi szansę poznania go od strony, której wcześniej nie znałem. Z faktu, że zameldować się w hotelu mogłem dopiero po 16, a przyjechałem koło 8, wynikało, że miałem od groma czasu, by bez celu szwędać się po ulicach. Ten sposób poznawania miasta zawsze uważałem za najciekawszy, więc po prostu szedłem za moim nosem i wchodziłem w każdy możliwy zakamarek. Odkrywałem mniej lub bardziej zapomniane podwórka Kleparza, trafiłem do niesamowitej pracownii witraży Ryszada Łobody, gdzie spędziłem chyba godzinę słuchając o tajnikach i ciekawostkach, nie tylko związanych z witrażami, ale z wieloma innymi pasjami pana Ryszarda.
Innym z miejsc, gdzie też trafiłem przypadkowo, a które na długo zapisze się w mojej pamięci, to kawiarnia Chleby Sióstr Bochenek - wyróżniająca się na tle innych podobnych miejsc na Kleparzu tym, że nie jest, jakby to ująć, modna, jest jakby wręcz antyhipsterka. To nie do końca oddaje to, co chcę powiedzieć, ale wchodząc tam, czułem, że przyciąga mnie zapach świeżo upieczonego chleb, to że właścicielka stojąca za ladą piekła własnie ciastka, że miałem wrażenie, że czas zatrzymał się tam w miejscu, a przynajmniej, że zwolnił na chwilę. Tu też spędziłem dobrą godzinę na rozmowie, przy pysznej domowej jajecznicy z pajdą chleba z pomidorem i kawą.
Ten wyjazd to też ludzie spotkani na ulicy - pani, którą jakiś zapalony fotograf, lub co chyba bardziej sugerowała, szpieg z krainy deszczowców, który gonił ją na ulicy. Prosiła mnie, żebym, chyba w imieniu wszystkich fotografów świata, wytłumaczył jej, czemu ktoś obcy robił jej zdjęcia, a ponieważ nie bardzo wiedziałem co powiedzieć, więc tylko nieudolnie próbowałem wyjaśnić czemu ja akurat robię od pięciu minut zdjęcie pustej ściany. To było o tyle ciekawe doświadczenie, że tym samym zmusiło mnie do przemyślenia, z jakiego powodu właściwie to robię.
To też pani z jakiegoś budynku wojskowego, o który opierałem się robiąc zdjęcie ulicy obok, która cierpliwie czekała, aż naciskę migawkę, żeby zwrócić mi uwagę na fakt, że w tym miejscu robić zdjęć nie wolno. To też rozmowa z młodym człowiekiem z greenpeace zbierającym podpisy pod petycją o stworzenie parków narodowych, którego to przedsięwzięcie raczej nie bardzo rokuje na powodzenie, zważywszy, że jak sam powiedział, byłem pierwszą osobą, którą udało mu się zatrzymać, a było już wczesne popołudnie. To w końcu wiele innych krótkich wymian w kawiarniach, restauracjach, w biegu.
Podsumowując, Kraków fajnym miejscem jest.